Dziś: sobota, 19 pazdziernika 2024r. Więcej

Dziennik internetowy Racławic Śląskich wpisany do rejestru czasopism. Dostarczamy Wam sprawdzonych i ciekawych informacji już od 2005 roku.

Najważniejsze


Bądźmy w kontakcie

Powódź widziana oczami strażaków

Na wstępie artykułu chciałbym zaznaczyć, że wszystko to, co zostało w poniższym artykule opisane, wydarzyło się naprawdę podczas tegorocznej powodzi, która miała miejsce miesiąc temu. Są to unikalne momenty, odczucia i przeżycia strażaków z tamtych dni.

Cała historia rozpoczyna się 9-10 września kiedy w Internecie na wielu portalach informacyjnych zaczęły pojawiać się obszerne artykuły dotyczące tzw. Niżu genueńskiego, oraz tego co w rzeczywistości jest w stanie przynieść w nasze okolice to konkretne zjawisko pogodowe.

Niemalże każdy portal niósł ze sobą informację, że to właśnie za sprawą w/w niżu w historii wyszczególniamy powodzie te z 1997 i 2007 roku. Z uwagą śledząc artykuły zaczęliśmy się zastanawiać co może się wydarzyć, kiedy była mowa o tym, że pierwsze deszcze pojawią się w środę, czwartek a apogeum będzie miało miejsce od piątku do niedzieli rana.

Jak każdą informację prasową, stwierdziliśmy że należy ją zweryfikować. We wtorek patrząc na portal IMGW widzieliśmy że prognozy nie są zbyt optymistyczne, zostały wydawane alerty pogodowe. Jeśli chodzi o południowe powiaty woj. opolskiego były to alerty 3 stopnia (najwyższa, najgroźniejsza kategoria) mówiące o trudnej sytuacji hydrologicznej w regionie. W połowie tygodnia otrzymywaliśmy już informację z Urzędu Miejskiego z Głogówka oraz od burmistrza żebyśmy byli w pełnej gotowości. Pojawiły się też pierwsze ostrzeżenia przed możliwym wystąpieniem powodzi błyskawicznej w związku z zapowiadaną intensywnością opadów, jednakże nasze oczy kierowały się ciągle w kierunku Osobłogi. Martwiliśmy się doniesieniami zza naszej południowej granicy, ponieważ strona czeska informowała już od jakiegoś czasu że spodziewają się wody większej jak w 97 roku oraz żebyśmy szykowali się na najgorsze.

Workowanie i śledzenie prognoz

Pierwsze workowanie kilkunastu ton piasku rozpoczęliśmy w czwartek pod remizą OSP, oraz na ul. Głubczyckiej. Było to workowanie czysto profilaktyczne, wszystkie worki zostały umieszczone na przyczepach rolniczych, tak aby w przypadku nagłej kryzysowej sytuacji móc je natychmiastowo przerzucić i rozmieścić w każdym zakątku sołectwa. Takie rozwiązanie nazwaliśmy desantem. W trakcie workowania pod remizą OSP, niespodziewanie pojawił się Opolski Komendant Wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej st. bryg. Paweł Kielar wraz ze swoim zastępcą st. bryg Arkadiuszem Kuśmierskim, oraz szefostwem prudnickich strażaków bryg. Krzysztofem Wiciakiem - komendantem powiatowym z zastępcą st. bryg. Tomaszem Protasiem, którzy rozeznali sytuację terenową w oparciu o położenie sołectwa i zagrożenia wynikające z ewentualnego przyboru wody w rzece.

Obraz: relacjaosppowodz1.jpg

Od czwartku wieczora rozpoczęliśmy intensywne śledzenie prognoz IMGW dot. maksymalnego stanu Osobłogi. Wyznaczeni strażacy, możliwe co godzinę - co dwie godziny, sprawdzali czy prognoza się nie zmienia. Najgorsze prognozy mówiły o fali rzędu 5 metrów 40 centymetrów i w miarę upływu czasu następowały zmiany prognoz jak w przypadku paraboli. Raz większe, raz mniejsze. Jednakże w każdym przypadku prognozy nie było mowy o mniejszym stanie niż 4 metry. Mając świadomość po powodziach sprzed 4 lat że nasza Osobłoga wdziera się na ul. Głubczycką przy poziomie +/- 385 cm spodziewaliśmy się że w nocy z piątku na sobotę może dojść do wystąpienia z koryta. Wciąż niespokojnie spoglądaliśmy na prognozy poziomu wody.

W piątek od południa wznowiliśmy działania przygotowujące. Mając świadomość możliwego scenariusza z połowy lipca, na zgłoszenie jednej z mieszkanek podjęliśmy się usunięcia zatoru na potoku Prega między nasypem kolejowym, a plebanią. Zator miał wysokość ok. 180 cm.

W tym samym czasie pomogliśmy ściągnąć miejscowemu przedsiębiorcy sprzęt budowlany, który w przypadku najgorszego mógłby stać się dla nas kluczową maszyną.

Na godz. 18:00 zaplanowano z władzami sołectwa pierwsze posiedzenie w ramach którego podzielono obowiązki i przedstawiono przewidywania meteorologiczne w oparciu o prognozy IMGW. Na spotkaniu poruszono plan działania strażaków, wprowadzono całodobowe dyżury w strażnicy i na terenie sołectwa. Od tamtej pory wodowskaz podlegał co godzinę monitoringowi. Na godz. 19:00 zaplanowano następne workowanie, kolejnych kilkunastu ton piasku. Późnym wieczorem podjęliśmy decyzję o przeprowadzenie desantu na ul. Ogrodowej i Konopnickiej. Zamknięto wszystkie klapy na wałach. Od tej pory wprowadziliśmy zasadę że syrena alarmowa będzie wyła w najkrytyczniejszych dla nas sytuacjach, tak aby powiadomić wszystkich strażaków o natychmiastowym zrywie i potrzebie błyskawicznego działania.

Obraz: relacjaosppowodz2.jpg
Obraz: relacjaosppowodz3.jpg

Nie zapomniano o ul. Głubczyckiej, która była przygotowywana od późnych godzin wieczornych. Poprzez megafony ostrzeżono mieszkańców newralgicznych ulic: Głubczyckiej, Ogrodowej, Kolonialnej i Konopnickiej o zbliżającym się zagrożeniu i wprowadzeniu stanu pogotowia przeciwpowodziowego na terenie gminy Głogówek. Stan alarmowy pojawił się nad ranem.

Dzień potężnej walki

Sobota była dla nas dniem potężnej walki. W raz z sąsiednimi jednostkami OSP z terenu gminy walczyliśmy o każdą posesję, każdy dom. Kiedy woda pojawiła się na ul. Głubczyckiej, mieliśmy taki sam obraz jak z połowy lipca z tą różnicą, że nie był to koniec. Strażacy dyżurni uruchomili syrenę alarmową stawiając w stan gotowości kilkadziesiąt osób. Dostawy piasku przez cały dzień nie ustawały. Mobilizacja strażaków i mieszkańców sołectwa weszła na najwyższe obroty.

W jednym czasie przeprowadzaliśmy umacnianie zbudowanych w nocy wałów z worków z piaskiem, ewakuację zwierząt i ludności oraz zabezpieczanie kolejnych posesji. Do tego dochodziło bieżące monitorowanie stanu wody oraz doglądanie wałów przeciwpowodziowych i gromadzącej się wody opadowej przy wałach od strony wioski. Mijały kolejne godziny, zaworkowane tony piasku, kolejne posesje były umacniane. Nie pomagał nam w żaden sposób padający deszcz, plac przed remizą wyglądał jak poligon, zamiast asfaltu i kostki brukowej, tony błota, rozmoczonego piasku, który był wszędzie. W szczytowym momencie w okolicy remizy znajdowało się 150-200 strażaków + mieszkańców chętnych do pomocy. Zaczęło nam powoli brakować sił, jednak każdy z nas wiedział po co to robi.

W godzinach popołudniowych do Racławic Śląskich przyjechało ogromne wzmocnienie. Powołany sztab w Prudniku skierował do naszego sołectwa Kompanię Gaśniczą Namysłów w skład której wchodziły następujące jednostki:

  • JRG PSP Namysłów - dowódca kompanii
  • JRG PSP Kluczbork - zastępca dowódcy kompanii
  • OSP Pokój (pow. namysłowski)
  • OSP Bukowie (pow. namysłowski)
  • OSP Fałkowice (pow. namysłowski)
  • OSP Wilków (pow. namysłowski)
  • OSP Dąbrowa (pow. namysłowski)
  • OSP Biadacz (pow. kluczborski)
  • OSP Byczyna (pow. kluczborski)
  • OSP Kuniów (pow. kluczborski)
  • OSP Gierałcice (pow. kluczborski)
Obraz: relacjaosppowodz6.jpg

W sumie do pomocy przyjechało 60 wyszkolonych osób. Na dodatek pracowało kilka pojazdów typu quad, oraz specjalistyczna grupa z Buska-Zdroju. Okazało się także że wspólnie z nami pracowali funkcjonariusze policji, służby więziennej i straży granicznej. Było to dla nas niesamowicie motywujące, wspólna solidarność mundurowa.

Dodatkowo nasze dowództwo podjęło decyzję o wzmocnieniu wałów przeciwpowodziowych na całej długości, a jest to prawie 600 metrów! Przez popołudnie do ciemnych godzin nocnych umocniliśmy wały na wysokość 30-40 centymetrów. Późną porą nocną zaprzestaliśmy tych działań, bo było to już zwyczajnie zbyt niebezpieczne. Poziom wody był równy z poziomem worków, wały były już tak namoknięte i wydeptane tak, że każdy strażak ślizgał się, co mogłoby skutkować obrażeniami ciała przy upadku, bądź wpadnięciem do Osobłogi. W międzyczasie kolejna nasza grupa podjęła się próby ewakuacji kolejnej rodziny z ul. Głubczyckiej przy pomocy pontonu. Próba okazała się skuteczna, udało się ewakuować całą rodzinę i zwierzęta domowe. Cała noc upłynęła nam na przegrupowaniu się, monitorowaniu wszystkich dokonanych przez dzień umocnień i obserwowaniu zachowania Osobłogi. Woda w nocy miała niewielką tendencję spadkową, co napawało nas optymizmem.

Prega wbiła sztylet w plecy

Wczesnym rankiem w niedzielę zaczęło bardzo intensywnie padać. Kiedy wracałem ze służby, przejeżdżając obok plebani zauważyłem że w potok Prega jest bliski wylania. Poinformowałem o tym fakcie naczelnika i chciałem chwileczkę odpocząć. Po niespełna 15 minutach, kiedy usłyszałem syrenę alarmową, domyśliłem się że Prega wylała. Nie myliłem się. Zatrzymując się na parkingu kościelnym przy rondzie ujrzałem obraz z połowy lipca tego roku.

Nasi strażacy starali się zabezpieczyć za pomocą desantu, co jeszcze dało się zabezpieczyć. Ewakuowaliśmy kolejne zwierzęta, tym razem z centrum miejscowości. Woda w najgorszym momencie sięgała kolan. Można śmiało powiedzieć że Prega wbiła nam sztylet w plecy. Kiedy cała uwaga była skupiona na Osobłogę nikt nie spodziewał się nagłej wody z północy.

W związku z zaistniałą sytuacją, która została przekazana do sztabu w Prudniku, sztab w ramach wsparcia przysłał do Racławic grupę podchorążych z Akademii Pożarniczej z Warszawy. Chłopcy jako adepci sztuki pożarniczej, przyszli oficerowie, mieli za zadanie wykonać listę osób przewidzianych jeszcze do ewakuacji ze wszystkich zagrożonych ulic. Kiedy sytuacja z Pregą wydawała opanowana powróciliśmy do nadzorowania szczelności wałów. Z raportu przygotowanego przez jednego z nas wynikało, że wody opadowe są już tak wysokie, że należało by je przerzucić za pomocą pompy na stronę rzeki. Sformowana grupa, zabrała ze sobą najmocniejszą pompę wraz z niezbędnym oprzyrządowaniem i umieściła ją na wale w odległości ok. 40 metrów od nasypu. Pracę pompy nadzorowali dwaj strażacy, którzy jednocześnie pilnował sytuacji na wałach. Obserwując sytuację, staraliśmy się wzmocnić wszystkie umocnienia, w szczególności te na ul. Konopnickiej i Ogrodowej w ciągu boiska sportowego.

Kiedy zerwało wał

W tym samym czasie na wałach jeden z strażaków zauważył że w pewnym miejscu nastąpiło rozszczelnienie umocnień. Powiadomił on drogą radiową dowództwo o zaistniałej sytuacji. Natychmiastowo została podjęta decyzja o załataniu nieszczelności z pomocą desantu. Podczas wykonywania rozkazu, druhowie zauważyli że woda zaczyna się przelewać nad workami na całej długości umocnień. Dowódca odcinka bojowego wydał polecenie ewakuacji się z wałów oraz przekazał informację do kierującego działaniem ratowniczym na terenie sołectwa. Została podjęta decyzja o błyskawicznej ewakuacji mieszkańców z ul. Ogrodowej oraz poinformowaniu ich, że grozi rozerwanie wału. Decyzja była podjęta w ostatniej chwili albowiem po 10 minutach od nadania komunikatu o ewakuacji wał został rozerwany.

Co ciekawe rozerwanie nastąpiło w odległości 15 metrów od pompy, która od rana przetłaczała nadmiar wody opadowej. W międzyczasie do Racławic przyjechały dwie grupy ratownictwa wodno-nurkowego z Gorzowa Wlkp. i Sulęcina. Jednostka z Gorzowa rozlokowała i zwodowała łódź na ul. Głubczyckiej, natomiast Sulęcin czekał w odwodzie. Woda na ul. Ogrodowej tak szybko przybierała że transport z desantem, który jechał wzdłuż ulicy został zalany do połowy ciągnika rolniczego, a wszystkie worki na przyczepie zostały zalane i namoczone wodą.

W szczytowym momencie na ul. Ogrodowej było 150 cm wody. W poprzednich latach takiej sytuacji w ogóle nie było. Woda przybierała tak mocno że zaczęła się zbliżać do remizy. Dowództwo podjęło decyzję o przygotowaniu wału zabezpieczającego remizę wzdłuż drogi dojazdowej z wykorzystaniem pochyłego podjazdu. Hałdy piasku wobec braku możliwości manewrowania zostały przeniesione na rampę kolejową i tak wytyczono nowy odcinek bojowy.

Na odcinku bojowym ul. Konopnickiej pojawiło się kolejne zagrożenie. Woda podchodząca do góry zaczęła zagrażać posesjom jednak nie od strony ulicy, a od ogrodów, co ciekawe ogrodów od strony wschodniej. Cały desant został przekierowany na tamten odcinek bojowy. Starano się maksymalnie zabezpieczyć każdą posesję której groziła woda. Sytuacja była tak zmienna że kierujący działaniem ratowniczym na przemian odbierał dwa telefony i komunikował się przez radio w międzyczasie podejmując dalsze decyzje. Grupa wodno-nurkowa z Sulęcina zwodowała łódź na ul. Ogrodowej i jak po Wenecji pływała ewakuując ostatnich mieszkańców, którzy nie zdążyli uciec przed wodą. W sołectwie trwało ogromne poruszenie. Na wieść o rozerwaniu wałów mobilizacja mieszkańców była tak ogromna że pełna naczepa piasku została zworkowana w kilkanaście minut! Kilkanaście ton piasku w tak szybkim tempie było przygotowywane że grupy desantowe nie nadążały zrzucać worków z przyczep a już czekały kolejne.

Przez kilkadziesiąt minut poziom wody w takim stanie utrzymywał się na tym samym poziomie. Była to chwila wytchnienia i przegrupowania. Ponownie wszyscy zebraliśmy się w remizie żeby chociaż na chwilę usiąść i móc coś zjeść. Przez cały czas nad bezpieczeństwem, wydawaniem prowiantu i porządkiem w remizie czuwały nasze druhny i Pani Sołtys. W remizie było nas kilkudziesięciu. Pierwszy raz od kilku dni mogliśmy się wymienić uśmiechami. Były to uśmiechy w zasadzie nie wiadomo z jakiego powodu. Czy z tylu godzin zmęczenia, czy z powodu że woda się zatrzymała, czy że możemy zjeść... Ciężko opisać tą sytuację.

Obraz: relacjaosppowodz4.jpg
Obraz: relacjaosppowodz5.jpg

W międzyczasie zadzwonił telefon z prudnickiego sztabu. Przed nami kolejne zadanie. Dojechać do Dzierżysławic, rozeznać sytuację, w miarę możliwości dostać się do zagrożonej posesji i ewakuować stamtąd kilkadziesiąt sztuk bydła. Zostaliśmy szybko przeorganizowani, sześciu wytypowanych przez prezesa wsiadło i pojechało w kierunku sąsiedniej wioski. Na miejscu, sytuacja gorsza niż mogłoby nam się wydawać. 300 metrów w linii prostej od docelowego gospodarstwa a między budynkami rzeka. Rwąca rzeka? Podjęliśmy próbę dojścia do samego mostu.

Ubraliśmy się w skafandry specjalistyczne do ratownictwa wodnego, zabezpieczyliśmy się i idziemy wzdłuż drogi. Nurt rzeki jest coraz mocniejszy, po kilkudziesięciu metrach drogi wody mamy po pachy, a na dodatek musimy uważać na pływające kilkuset kilogramowe baloty słomy, które musieliśmy wymijać aby nas nie stratowały w tej wodzie. Udało nam się dotrzeć do ostatniego budynku przed mostem. Nurt był okropnie silny, dodatkowo próbowaliśmy się trzymać płotu. W ostatnim domostwie w oknie pojawiła się rodzina. Zapytaliśmy się czy wszystko jest okej, czy czegoś potrzebują bądź chcą się ewakuować. Otrzymaliśmy odpowiedź że nie ma takiej potrzeby i dają sobie radę. Wiedząc że nie dostaniemy się nawet do mostu, a tym bardziej do gospodarstwa po drugiej stronie zawróciliśmy. Nie mieliśmy żadnego kontaktu z mieszkańcami tamtego domostwa. Zastanawialiśmy się nad wezwaniem specjalistycznej grupy z Kędzierzyna-Koźla bądź Opola, która podjęłaby próbę dostania się na drugą stronę rzeki. W końcu przyszedł nam jeszcze jeden pomysł. Próba ściągnięcia PTS?a, które stały w odwodzie w Komendzie Powiatowej PSP w Prudniku. Kiedy już informowaliśmy sztab o swoim pomyśle mieszkańcy Dzierżysławic opowiedzieli nam historię z 1997 roku, kiedy dokładnie do tego samego gospodarstwa próbował dostać się PTS i ewakuować mieszkańców wraz z bydłem.

Próbę przepłynięcia przez rwącą Osobłogę skończył na moście w Mochowie. Pomysł upadł. Po kilku minutach udało się nawiązać kontakt z mieszkańcami gospodarstwa. Wszystko było w porządku, nie potrzebowali pomocy, prosili tylko jeśli będzie możliwość aby przetransportować bydło. W takich warunkach było to niewykonalne. Przekazaliśmy informację do sztabu, oczekując na rozkazy. Sztab przejął sprawę, a nam kazali wrócić do Racławic. Od późnego popołudnia niedziela upłynęła spokojnie. Zmiana dyżurna przez całą noc nadzorowała stan Osobłogi, który powoli opadał.

Poniedziałek.

Woda z większości wioski zeszła odsłaniając ogrom popowodziowy. Tragedia. Dramat. Ciężko opisać to co ujrzeliśmy. Z racji że poziom wód był jeszcze wysoki, nie było możliwości aby pompować wody z najbardziej zalanych posesji, woda z gruntu wyszłaby ponownie. Jednakże już mogliśmy zacząć wypompowywanie piwnic z górnych partii wsi. Podjęliśmy także skuteczną próbę odzyskania pompy, którą pozostawiliśmy w momencie rozerwania wału zdaną na siebie. Baliśmy się że możemy jej już nie odzyskać, bądź nurt zabrał ją ze sobą. Na szczęście utrzymała się na swoim miejscu, faktycznie była zalana wodą, ale sam fakt że jest fizycznie uradowało nas niesamowicie. Przy pomocy pontonu udało nam się ją przetransportować na suchy ląd.

We wtorek nie zwalniamy tempa, ponownie zbieramy się i zaczynamy porządki, już na pełną skalę. Na pierwszy ogień uprzątnięcie ul. Głubczyckiej, na której znalazły się tony szlamu. Kilka godzin intensywnej pracy, wiele zbiorników wody. Do pomocy dojechały sąsiednie jednostki OSP, które akurat były wolne. Pracy było ogrom. Tu też z pomocą przybyli mieszkańcy. Dzięki wspólnemu wysiłkowi udało się wysprzątać wszystkie ulice, łącznie z drogą dojazdową do boiska sportowego. We wtorek wzmogły się transporty darów dla powodzian. Początkowo wszystko było składowane w naszej strażnicy, jednakże po pewnym czasie musieliśmy wszystko przenieść w inne miejsce, obiekt okazał się po prostu zbyt mały. Z pomocą przybyła dyrektor szkoły, która zaproponowała aulę szkolną. Podjęliśmy decyzję wspólnie z sołtysem o przeniesieniu centrum darów do szkoły.

W środę rozpoczęliśmy na szeroką skalę akcję wypompowywania wody z posesji i piwnic na wcześniej zalanych ulicach. Dzięki skoordynowanym planie przygotowanym przez Komendanta Gminnego do Racławic Śląskich przybyły dodatkowo 4 jednostki OSP z terenu gminy: OSP Wierzch, OSP Kazimierz, OSP Wróblin i OSP Stare Kotkowice. Wspólnymi siłami udało się uprzątnąć posesje i wypompować zalegającą wodę. Nasze pompy od niemalże tygodnia pracują na pełnych obrotach z przerwami na dolanie paliwa. Późnym wieczorem Komenda Wojewódzka PSP w Opolu podejmuje decyzję o poderwaniu I plutonu Kompanii Gaśniczej Prudnik i wysłaniu jej do zalanej Nysy aby móc tam pomagać w akcji wypompowywania wody. W skład I plutonu wchodzą:

  • OSP Racławice Śląskie
  • OSP Biała
  • OSP Szybowice

Przez cały czwartek jeden z naszych zastępów pomagał w Nysie i Konradowie, natomiast drugi pracował w naszych Racławicach, dalej wypompowując posesje i piwnicę. Po ponad tygodniowej walce końca wciąż nie było widać.

Każdy z nas zdążył już przywyknąć do kilkunastogodzinnej pracy i zaledwie kilku godzin snu. Obrazy z Nysy i Konradowej ukazały nam jeszcze większy ogrom tragedii. Jednakże nie spodziewaliśmy się tego co ujrzymy i przeżyjemy za kilka dni. Sobota była dla nas największym przeżyciem i szokiem popowodziowym. W ramach Wojewódzkiego Odwodu Operacyjnego i kompanii Gaśniczej Prudnik, w skład której wchodzi 12 jednostek OSP z pow. prudnickiego i głubczyckiego udajemy się na teren gminy Głuchołazy. Sam początek miasta nie wyglądał źle. W zasadzie prócz brudnych od błota i pyłu ulic nic nie wskazywało na to że przeszła tędy woda. Wjeżdżając w głąb miasta, a kierowaliśmy się w kierunku Głuchołaz - Zdroju widok ten wprowadził nas w osłupienie. Tony odpadów leżące na ulicach. Szlaki komunikacyjne nie przypominające ulic. Było tam dosłownie wszystko. Zniszczenia nie do opisania, każdy nawet najmniejszy zakres infrastruktury cywilizacyjnej w rozsypce. Patrząc na budynki poziom wody na niektórych kamienicach zatrzymywał się powyżej okien parteru. W tej części miasta w większości przypadków dojazd do posesji możliwy był tylko za pomocą quadów. Po wykonaniu kilku drobnych prac wskazanych przez dowódcę kompanii udajemy się do Bodzanowa. Tam czeka nas jeszcze gorszy widok.

Poza Racławicami

Obrazując Państwu to co tam zaobserwowaliśmy, to tak jakby woda cofnęła wieś o 300-400 lat wstecz. Brak jakichkolwiek dróg, wszystkie prowizorycznie stworzone przez maszyny budowlane, aby móc czymkolwiek przejechać od posesji do posesji. Infrastruktura drogowa nie istnieje. Nasze samochody ledwo mieściły się na utworzonych szlakach. Brak dostępu do bieżącej wody, nie ma mowy o żadnej kanalizacji. O prądzie można pomarzyć. W tle huk działających agregatów prądotwórczych i pomp, pił spalinowych. Wszystko co woda przyniosła leży. Wiele budynków zniszczone wskutek naporu wody. Na granicach prowizorycznych dróg tysiące ton odpadów, kilkumetrowe hałdy wszystkiego co nadtopiła woda. Bodzanów tamtego dnia wyglądał jak odległa wieś w Afganistanie po przejściu walk. Utworzone skrzyżowania aby zachować jakikolwiek ruch pojazdów, głównie pracujących nad dostawą bieżącej wody i sprzątaniu odpadów popowodziowych przypominało skrzyżowanie w Indiach. Bez jakiejkolwiek organizacji ruchu, piesi, skutery, quady, samochody terenowe, rowery i samochody ciężarowe z koparkami naraz, wszyscy razem. Będąc tam na posesjach widzieliśmy ludzi i ich niemoc po tym co tam przeszło. Stracili dosłownie wszystko. Większość budynków nie nadaje się do jakiegokolwiek użycia i ponownego zamieszkania.

Kilka dni później, zostaliśmy zadysponowani do Głuchołaz raz jeszcze, gdzie tym razem naszym zadaniem było przywrócenie do użytku mostu. Było to niedaleko ośrodka Skowronek w Zdroju. Przy pomocy narzędzi hydraulicznych oraz sprzętu wysokościowego na bardzo mocnym wychyleniu wycinaliśmy zmasakrowane przez wodę stalowe bariery. Następnie zabezpieczyliśmy skrajnie mostu przed ewentualnym wpadnięciem przy pomocy prowizorycznych barier. Aby dojść w tamto miejsce, pokonywaliśmy trasę wzdłuż Białej Głuchołaskiej w miejscu, w którym przechodził deptak. Przechodził, ponieważ woda go wymyła kilka metrów w dół i aby stworzyć coś na jego wzór siły porządkowe usypywały worki z piaskiem aby zrobić drogę hybrydową (nieuszkodzoną kostkę brukową pozostawiono, a na wymytych odcinkach nakładano worki z piaskiem jeden na drugim aż utworzą wyrównany poziom drogi).

Obraz: relacjaosppowodz7.jpg
Obraz: relacjaosppowodz8.jpg

Dopiero po tym wszystkim, czyli blisko 1,5 tygodnia po opadnięciu wody, mogliśmy się zająć sprzątaniem naszej strażnicy, praniu mundurów, określaniu szczegółowych strat i przygotowywaniu wszystkiego do stanu sprzed powodzi.

Artykuł powstał, aby móc poczuć emocje jakie nam towarzyszyły podczas tych kilkunastu dni, zrozumieć ile daliśmy od siebie i pomimo wielu trudności podziękować że są Państwo z nami na dobre i na złe. Dzięki temu wiemy dla kogo jesteśmy i czujemy się potrzebni, a mamy nadzieję że dzięki temu Państwo mogą czuć się bezpiecznie.

Powrót do listy

Teksty na podobny temat
Młyn

Przyszło to niespodziewanie szybko, niestety nie zdążyliśmy

TVP3 Katowice w ramach cyklów programów "Zdarzyło się" w tym tygodniu wyemitowało reportaż o mieszkańcach racławickiego młyna.


Rzeka i kanały

Niezwykłe bezkolizyjne skrzyżowanie cieków wodnych w Racławicach i odkryty przez Osobłogę stary kanał

Kiedy wody powodziowe ustąpiły okazało się jak duże zniszczenia rzeka Osobłoga poczyniła w rejonie wodospadu i mostu kolejowego. Przeniosła m.in. ciężkie betonowe płyty, którymi zasłoniono wejście do starego kanału.


Galerie zdjęć z powodzi

Dwie nowe galerie pięknych zdjęć

Na naszej stronie dostępne są dwie nowe galerie zdjęć ważnych wydarzeń.


Droga 417

Najpierw przywrócenie przejezdności, a potem całkowita przebudowa drogi

Wczoraj wieczorem przed wjazdem na uszkodzony fragment drogi wojewódzkiej numer 417 do Klisina wysypano sporo tłucznia całkowicie blokując możliwość przejazdu kombinatorom i nieuczciwym kierowcom łamiącym zakaz. Wiemy kiedy rozpoczną się prace na tej drodze i z jakimi utrudnieniami musimy się liczyć. Wyjaśniam o co chodzi z kwotą 12 milionów na remont tej drogi.


Zebranie

Nie poddamy się, a te osoby rozliczymy

Takie słowa padły wczoraj podczas Zebrania Wiejskiego. Pełna sala Domu Ludowego świadczyła o tym, że mieszkańcy Racławic Śląskich są zainteresowani sprawami swojego sołectwa.


Zniszczony wał

Zniszczony wał i strach przez kolejnymi powodziami

W niedzielę 14 września około godziny 11:00 zniszczeniu uległ wał przeciwpowodziowy w okolicy ul. Ogrodowej.


Powrót do listy

Raclawice.NET

Raclawice.NET