Rycina przedstawiająca starą wieżę naszego kościoła, pochodząca z niemieckojęzycznej książki Pana Preissnera opisującej Racławice Śląskie
Była sobota, 14 lutego 1846 roku. Data łatwa do zapamiętania, wszak wypadał wtedy dzień świętego Walentego. Około godziny 14:00 działo się coś niesamowitego. Nad miejscowość nadciągnęła ciemna chmura burzowa. Rozpętało się śnieżne piekło.
Z chwilą, gdy kościelne dzwony wybiły godzinę 14, ni stąd ni zowąd, rozległ się przerażający strzał pioruna, który nieźle wystraszył okolicznych mieszkańców. O ile gęste opady śniegu nikogo nie dziwiły (wszak panował środek zimy), o tyle piorun o tej porze roku był czymś niespotykanym.
Mieszkańcy zastanawiali się w co ów piorun mógł trafić. Strzał był głośny stąd należało przypuszczać, że grom uderzył w okoliczne domy. Okazało się, że grzmot trafił prosto w wieżę miejscowego kościoła. Stanęła ona natychmiast w płomieniach.
Trzeba nam wiedzieć, że wtedy wieża racławickiego kościoła wyglądała inaczej. Na jej szczycie znajdowała się zielona kopuła wspierana czterema filarami. Była ona prawdopodobnie nieco wyższa.
Oto relacja z tamtych wydarzeń:
"...kopuła rozjaśniała się niczym ogromna latarnia, by po chwili stanąć w płomieniach. Płomienie strzelały z okien wieży. Drewniana konstrukcja zapaliła się. Cztery dzwony spadły i stopiły się częściowo."
"...wiejący wiatr spowodował, że ogień bardzo szybko przedostał się na południe."
Ogień miał dotknąć między innymi siedzibę ówczesnego sołtysa (chodzi prawdopodobnie o budynek przylegający obecnie do pawilonu). Jeśli wierzyć relacjom ogień nie tylko przedostał się do gospodarstw w kierunku ulicy Głubczyckiej (do połowy długości tej ulicy), ale także na gospodarstwa położone przy ulicy Zwycięstwa, aż w pobliże obecnego sklepu "Beata".
Tak wyglądała wieża po remoncie
Pogoda utrudniała gaszenie pożaru. Ogień przenosił się z jednego dachu na drugi. Większość domów kryta była strzechą. Wtedy któryś z mieszkańców wpadł na genialny pomysł. Gospodarze zrywali strzechy z kolejnych zagrożonych rzędów domów, co zatrzymało ten straszny pożar.
Wieża kościoła została odbudowana w 1847 roku. Pojawił się piramidalny wierzchołek. Nowe dzwony dostarczył zakład z Pawłowiczek. Wyróżniały się one wspaniałym brzmieniem i pięknymi ornamentami. Razem ważyły 24 cetnary (czyli około 1200 kilogramów). Nowe dzwony poświęcono świętej Barbarze, Marii, Józefowi oraz Nepomucenowi i Urbanowi.
Jako ciekawostkę dodam, że pewnie wiele razy w wieżę naszego kościoła trafiał już piorun. Na własne oczy widziałem jedno takie uderzenie. Było to pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku. Piorun nie wyrządził szkód, ponieważ już wtedy kościół był wyposażony w piorunochron. Jednak cała sytuacja wyglądała po prostu przerażająco.